Menu

piątek, 3 listopada 2017

Obóz Kalwaria Pacławska 2017



Nasz obóz rozpoczął się trzeciego lipca na parkingu pod kościołem parafii Matki Bożej Bolesnej w Zawadzie. Wsiedliśmy do VIP-owskiego autobusu, który na nas oczekiwał. Łącznie było nas wtedy dziewiętnastu. W sanockim McDonaldzie zjedliśmy obiad. Gdy dojechaliśmy na miejsce czekała na nas miła niespodzianka- zaprzyjaźniony franciszkanin zabrał swoim wozem nasze rzeczy na szczyt wzgórza, gdzie mieliśmy rozbić obóz. Na górze spotkaliśmy oczekujące na nas zastępy z Wiązowy i Warszawy. Zjedliśmy kolację, znaleźliśmy miejsca na nocleg i poszliśmy spać. Następny dzień był bardzo pracowity. Pomimo początkowego braku żerdzi większości zastępów udało się stworzyć główną konstrukcję platformy. Jednemu z zastępów (puchaczowi) udało się nawet ukończyć platformę. Tego dnia z wizytą wpadł także nasz szczepowy z harcerkami, by dowieźć nam kilka potrzebnych rzeczy. Na wieczór przyszła burza. Mocny wiatr wyrywał plandeki, a rzęsisty deszcz błyskawicznie zalewał plecaki. Najbardziej ucierpiał zastęp bocian, którego plandeka całkiem zerwała się z kołków. Zmuszeni byli nocować w kraalu. Na szczęście kolejny dzień był słoneczny, więc wszystkie straty dnia poprzedniego bardzo szybko zniwelowano. Nowością na obozie była popularyzacja podwieszanych ław i stołów.
Do tej pory w naszej drużynie preferowano raczej tradycyjne mocowania na sztywno węzłem kwadratowym. Po ukończeniu budowy urządzeń obozowych miała miejsce olimpiada. Wybudowano tor przeszkód i manzo. Obie te dyscypliny wzbudziły ogromne emocje wśród rywalizujących zastępów. Po tych wydarzeniach miała miejsce pielgrzymka do Paprotna. Stoi tam niewielki cmentarz. Jest
to prawdopodobnie jedyna pozostałość po niegdyś wielkiej i tętniącej życiem wsi. Wojenna
zawierucha i przesiedlenia niestety wymazały ją z kart historii. Zapaliliśmy znicze na grobach
i pomodliliśmy się w intencji pochowanych tam ludzi. Kolejnego dnia odbył się konkurs kulinarny. Szefowie kupili składniki według przygotowanych wcześniej przez nas list. Wszystkie potrawy okazały się smaczne. Największym kunsztem kulinarnym popisał się zastęp zaskroniec, co jest niejaką tradycją ich zastępowego. Następnego dnia odbyły się rajdy na stopnie. Śmiałkowie mieli za zadanie przejść zadaną wcześniej przez drużynowego trasę i wrócić do obozowiska wykonując przy okazji zadania. Jednym z nich był oczywiście nocleg w lesie. W tym czasie osoby, które pozostały w obozowisku wyruszyły by poprzez pracę wspomóc lokalną ludność. Udaliśmy się do Klasztoru franciszkanów w Kalwarii Pacławskiej. Naszym zadaniem było przenoszenie materacy ze strychu do tzw. kamienicy, gdzie później spać mieli niektórzy uczestnicy Franciszkańskiego Spotkania Młodych (w którym wielu
z nas miało przyjemność brać udział). Następnego dnia rozpoczęło się explo. Przed rozesłaniem poszliśmy do Huwnik, gdzie swą bazę ma jednostka straży granicznej. Dzięki ich uprzejmości spędziliśmy wspaniałe chwilę poznając tajniki ich pracy i wyposażenia. Wszystkie zastępy wyruszyły na explo z wielkim optymizmem i nadzieją. Często właśnie to wydarzenie zapewnia najwięcej wspomnień. Żaden zastęp się nie zawiódł. Okoliczna ludność była bardzo ciepła i skora do współpracy. Historie explo każdego z zastępów spisane w jednej książce byłyby zapewne bardzo poczytne i fascynujące. Kolejną przygodą była wielka gra. Tematyką fabularną tego obozu była Wojna Trojańska. Zastępy (zarówno nasze jak i warszawskie i wiązowskie) zostały podzielone na obozy- strony konfliktu. Jedni byli Achajami, a drudzy zaciekłymi obrońcami Ilionu. Jako uczestnicy musieliśmy przejść serię zadań i gier prowadzących nas do ostatecznego starcia. Odbyły się gry utrwalające zdolności praktyczne związane z topografią czy chociażby budową łuków. Ostateczna walka polegała na ataku Achajów na Troję. Ilion przetrwał serię szturmów i mógł cieszyć się zwycięstwem- Helena została obroniona! Mimo wszystko to Grecy święcili więcej sukcesów od Trojan. Zdobyli w poprzedniej walce sztandar armii Ilionu. Po tym wydarzeniu miały miejsce Sądy Honorowe i depionierka. Praca szła bardzo szybko. Obozowiska zostały błyskawicznie uprzątnięte. Na apelu końcowym ścięliśmy maszt. Potrzeba było ponad dwustu uderzeń topora, by powalić tą konstrukcję! Ostatni dzień obozu tradycyjnie zakończył się watrą. Jedzenia i trunków nie brakowało. Wszyscy śmiali się i śpiewali. Następnego dnia odbyły się przyrzeczenia i wróciliśmy do domów.

Zapraszamy do obejrzenia zdjęć z obozu 
                                                             
                                                                                                                           Jakub Niezabitowski ćw.